Dymfna pomaga

Agnieszka, studentka, zanim poznała diagnozę: depresja, znalazła się na skraju rozpaczy. Myślała już tylko o tym, by jej życie się skończyło. Bliscy nie rozumieli jej. Powtarzali w kółko: "Weź się w garść, przestań cudować... Uśmiechnij się, umyj, ubierz jakoś, wyjdź do ludzi... Znajdź sobie chłopaka...". Te słowa jeszcze bardziej ją zamykały. Najgorsze było to, że nie miała siły szukać realnej pomocy. W internecie znalazła kilka stron, na których przeczytała o ludziach takich, jak ona, którzy mieli te same objawy. I traktowano ich poważnie, jak osoby chore, które same nie mogą sobie pomóc.

Znalazła też św. Dymfnę. Nigdy wcześniej o niej nie słyszała. Nie miała sił na modlitwę, ale kiedy nadchodziły bardzo czarne chwile, zamykała oczy i powtarzała: "Święta Dymfno, pomóż, trzymaj mnie mocno za rękę i nie puszczaj!".

Sama nie wie, jak to się stało, że napisała do jednej z dziewczyn prowadzących bloga o depresji. Okazało się, że jest z sąsiedniego miasta. Spotkały się. Monika skierowała ją do lekarza. Do swojego sprawdzonego psychiatry i na terapię. Pomogły leki, terapia. Rodzice i brat w końcu zrozumieli. Włączyli się w pomoc.

Agnieszka jednak wie, że największą pomoc, by mogła dla siebie cokolwiek zrobić, dostała z Nieba, właśnie od św. Dymfny.

***

Beata w ciągu paru lat zaliczyła kilka traumatycznych wydarzeń. Wydawało jej się, że po kolei dzielnie zniosła wszystkie, bo przecież nie ma czasu na rozczulanie się nad sobą, kiedy ma się odpowiedzialność za dzieci, starszych rodziców, dom, kredyt... Przy kolejnym trudnym wydarzeniu nie dała rady. Sparaliżowało jej psychikę. To, co wydawało się dotąd proste, stało się nie do wykonania. Posypało się wszystko. Jakby nie była sobą. Lęki, panika, nadmierna senność. Wszystko kotłowało się w jednej doświadczonej życiem, ale kruchej kobiecie.

Znikąd pomocy. Przyjaciele podzielili się na tych, co się odsunęli, jak od zadżumionej, i tych, co by pomogli, tylko nie wiedzieli jak. Na szczęście ktoś ją popchnął do psychiatry. Ktoś inny do psychoterapeuty. Ale żaden z nich nie dokonał cudu. Paraliż trwał. W końcu została sama. Nawet najwytrwalsi poddali się z wyrzutem: "No w końcu przestałabyś już odstawiać te cyrki". Beata, do tej pory niezwykle odpowiedzialna, postanowiła spróbować pomóc sobie sama. Zaczęła bardzo dużo czytać o sposobach pomocy i równie gorąco się modlić, by z tego wyjść. Kiedy nie miała siły na nic, kiedy czuła, że zaczyna się atak... Modliła się.

Dziś uważa, że to cud. Po dwóch latach wyszła z tych wszystkich niewyobrażalnych stanów. Całkowicie. Jest silna. I tylko uśmiecha się znacząco do św. Dymfny, kiedy ktoś pyta, jak jej się to udało. Stara się pomóc innym cierpiącym, między innymi propagując modlitwę. Nie wyobraża sobie, co by się z nią stało, gdyby nie wiara. Lekarze też uważają, że wiara w przypadku tego typu chorób pomaga, że czyni cuda. I mówią to często lekarze... niewierzący w cuda!

***

Mariusz to zwyczajny dwudziestodwulatek, który ma dziewczynę w Polsce, a sam mieszka i pracuje w Anglii. Po ślubie zamieszkają tam albo jeśli znajdą pracę w kraju, zamieszkają tutaj. Jego Asia kończy właśnie studia. On pracuje w fabryce na zmiany. Niestety ich plany legły w gruzach.

Zaczęło się od duszności. Nie mógł złapać oddechu. Zaczął się dusić. Pogotowie, szpital w Anglii... Badania. Nic nie wykazały. Serce zdrowe. A on dalej się dusił. do tego doszedł strach przed wychodzeniem z domu. Początkowo niewinny, potem paniczny. W ostrej fazie z trudem przyjechał do Polski.

Jego dziewczyna niedawno czytała artykuł o różnych objawach nerwicy, że sugerują prawdziwe, poważne choroby, a okazuje się, że to psychika płata takiego figla. Była nieco zdziwiona, że takiemu mężczyźnie, jak jej Mariuszowi, miałoby się przydarzyć coś takiego, jak jakiemuś mięczakowi. Jednak szybko zganiła samą siebie. Wszystko może przydarzyć się każdemu.

Mariusz nie jest osobą gorącą w wierze. Sam nigdy nie wypadłby na to, żeby w modlitwie prosić o interwencję z Nieba. Na dodatek wstydzi się swojej choroby, którą uważa za babską słabość. Nie chciał się leczyć. Asia należy do duszpasterstwa akademickiego. Poprosiła kilka bliskich jej osób ze swoje wspólnoty o podjęcie z nią nowenny do św. Dymfny. W intencji Mariusza.

Coś drgnęło. Mariusz przełamał się i poszedł do lekarza. Asia przyznała mu się, że podjęła z przyjaciółmi modlitwę. Bała się, że Mariusz się zezłości, ale nie. Przytulił ją mocno, podziękował. Zapytał, jaka to modlitwa. Dała mu wydrukowaną na kartce. Nie pyta go na razie o nic więcej. Przed Mariuszem jeszcze długa droga, ale nie jest na niej sam. Na pewno jest na niej Asia i na pewno jest też św. Dymfna. A to dobry znak!

za: I. Kisiel, Święta Dymfna, Edycja Świętego Pawła, Częstochowa 2016.

3 komentarze:

  1. Moi bliscy tez opetani sa przez alkohol, hazard ,gry komputerowe,to tez nie jest normalne. Bede modlic sie za nich codziennie do sw.Dymfnej by przyszla im na ratunek.

    OdpowiedzUsuń
  2. Święta Dymfno proszę uzdrów mojego syna z tego wszystkiego co ma. Ty wiesz, co mu dolega. Pomóż też mnie i mojej rodzinie znosić to wszystko. Błagam Cię o to w Twoje Święto!

    OdpowiedzUsuń
  3. Święta Dymfno proszę módl się za moją córkę i Wiktorię o uwolnienie od lęków i zniewoleń, które nie pozwalają im wyzdrowieć z anoreksji

    OdpowiedzUsuń